"FORUM O GÓRACH"
Forum na którym rozmawiamy na górskie tematy;) Data powstania Forum 13.06.2007
FAQ
Szukaj
Użytkownicy
Grupy
Galerie
Rejestracja
Profil
Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości
Zaloguj
Forum "FORUM O GÓRACH" Strona Główna
->
Nasze wspomnienia,relacje i plany
Napisz odpowiedź
Użytkownik
Temat
Treść wiadomości
Emotikony
Więcej Ikon
Kolor:
Domyślny
Ciemnoczerwony
Czerwony
Pomarańćzowy
Brązowy
Żółty
Zielony
Oliwkowy
Błękitny
Niebieski
Ciemnoniebieski
Purpurowy
Fioletowy
Biały
Czarny
Rozmiar:
Minimalny
Mały
Normalny
Duży
Ogromny
Zamknij Tagi
Opcje
HTML:
TAK
BBCode
:
TAK
Uśmieszki:
TAK
Wyłącz HTML w tym poście
Wyłącz BBCode w tym poście
Wyłącz Uśmieszki w tym poście
Kod potwierdzający: *
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Skocz do:
Wybierz forum
o górach
----------------
Tatry
Góry Polski
Góry Europy
Góry Świata
O górach ogólnie
Nasze wspomnienia,relacje i plany
Zagadki
Fotografia
Ekwipunek
Poza głównym tematem
----------------
Poza głównym tematem forum;)
Nasze pozagórskie wycieczki
Przegląd tematu
Autor
Wiadomość
Dawid
Wysłany: Sob 12:23, 16 Lut 2008
Temat postu:
Ja bardzo lubie zbiegać z przełęczy pod kopa kondracką do doliny kondratowej fajna równa scieżka
monik4a
Wysłany: Pią 22:12, 15 Lut 2008
Temat postu:
Tak, dzień był bardzo ładny, a z Giewontu do Strążyskiej to nawet schodzenie jest męczące
Olka
Wysłany: Pią 13:30, 15 Lut 2008
Temat postu:
Fajny dzionek Wam wyszedł.
Wchodziłam na Giewont od Kuźnic i od Strążyskiej. Strązyska potrafi skończyć człowieka
monik4a
Wysłany: Śro 8:43, 13 Lut 2008
Temat postu:
meridius napisał:
no ładnie, ładnie, tylko zdjęć brakuje
Jednak jedno jest
monik4a
Wysłany: Sob 20:40, 14 Lip 2007
Temat postu:
Dzięki MegaMoc
A zdjęć brakuje, bo aparatu narazie również brakuje
ammo
Wysłany: Pon 13:34, 02 Lip 2007
Temat postu:
W niektórych miejscach w wejściu (po płytach) bardzo pomagają wykłute stopnie, mimo że teren nie jest zbyt stromy. Po mokrej skale łańcuchy się przydają i chronią przed poślizgiem.
Wejście na Giewont robi zawsze niezwykłe wrażenie.
Ale te tłumy które zazwyczaj najbardziej oblegają rejony Kondratowej, K. Kondrackiej i Giewontu są osłabiające
A kamienie na drodze do schr. na Kondratowej to istne lodowisko
MegaMoc
Wysłany: Pon 13:22, 02 Lip 2007
Temat postu:
monk4a napisał:
Czasem było widać, gdy jeszcze byliśmy wysoko, bardzo dużą, polanę, a na niej widoczna była jakaś ścieżka. Na początku myślałam, że będziemy tamtędy przechodzić, ale później stwierdziłam, że ona biegnie chyba jakoś inaczej, być może była to polana w Dolinie Małej Łąki, ale nie wiem czy ta dolina nie jest od tego co widziałam trochę bardziej na południe.
na 99% była to Mała Łąka
schodziłem ostatnio właśnie tym szlakiem i oprócz fatalnego zejścia do doliny wszystko inne było extra. Widoki na góry z właśnie tej Łąki są super
naprawdę polecam dojście chociażby do tego miejsca tylko aby popatrzeć na nasze Taterki.... coś rewelacyjnego. (może wstawię jakieś zdjęcie w niedługim czasie)
monk4a napisał:
Przepraszam, że dopiero teraz to wysłałam, wiem, że miałam to zrobić w poniedziałek, ale nie miałam wtedy czasu, a potem cały czas nie miałam internetu
Nic się nie stało
jak to się mówi .... lepiej późno niż wcale
A ogólnie relacja naprawdę super, jak na jeden dzień i jedną trasę to tylko pozazdrościć weny twórczej
.... osobiście nie wiem czy potrafił bym się tyle rozpisać tworząc cało tygodniową relacje
Pozdrawiam
PEACE
meridius
Wysłany: Wto 23:04, 26 Cze 2007
Temat postu:
no ładnie, ładnie, tylko zdjęć brakuje
monik4a
Wysłany: Nie 14:27, 24 Cze 2007
Temat postu:
Przepraszam, że dopiero teraz to wysłałam, wiem, że miałam to zrobić w poniedziałek, ale nie miałam wtedy czasu, a potem cały czas nie miałam internetu
monik4a
Wysłany: Nie 14:25, 24 Cze 2007
Temat postu:
Zejście
Zabraliśmy się do zejścia. Trzeba przyznać, że schodziło się trudno po śliskich kamieniach. Zorientowałam się gdzie leży drugi wierzchołek, który widać z Zakopanego. Między tym wierzchołkiem, a tym, na który jest szlak leżał jakiś głaz.
Zejście trwało bardzo długo, Na pewno o wiele dłużej niż czas przejścia na naszej mapie. A to wszystko przez to, że Tomka zaczęły boleć kolana przy schodzeniu, bo ma problem z nimi. Mnie też zawsze przy zejściach dokuczają, ale nie tak bardzo. Trzeba się było często zatrzymywać. Na szczęście pogoda była idealna, więc mogliśmy sobie na to pozwolić. Zejście z Giewontu już było za nami. Postanowiliśmy znów odpocząć dłuższą chwilę. Usiedliśmy na trawie niedaleko szlaku (po drodze widzieliśmy dziewczynę w rażących, różowych włosach
). Zjedliśmy jabłka i inne rzeczy (nie trawę
). Ja patrzyłam na ludzi znikających za Małym Giewontem.
Ruszyliśmy dalej. Droga prowadziła czasem dość stromo w dół, choć na początku jeszcze specjalnie źle nie było. Po udeptanej, piaskowej drodze doszliśmy zaraz pod Mały Giewont. Gdy tam dochodziłam, to się za bardzo rozpędziłam, bo miałam kłopoty z zatrzymaniem się
.
Szlak dalej znikał za Małym Giewontem, więc tam się kierowaliśmy. Jakoś w tym miejscu zaczynały się skały, trzeba było uważać. Jeszcze wielu ludzi szło w stronę Giewontu. Czasami ścieżka była bardzo wąska, zaraz koło przepaści, ale nie było jakoś ekstremalnie
. Szkoda tylko, że skały były już wyślizgane, chociaż nawet to też było ciekawe. Od tej pory w dół i tak już nie było żadnych łańcuchów. Droga często skręcała w prawo. W pewnym miejscu, na szlaku jeszcze po skałach, było takie jakby skalne przejście, po takich schodkach, takie wrota skalne czy coś… nie umiem nawet tego dokładnie określić, bo nie wiem co to było… ale zaraz po tym zaczynała się wąska ścieżka, wspomniana powyżej przeze mnie. Ja szłam bardziej z przodu, mama kawałek za mną, a siostra z Tomkiem szli na końcu przez ten problem z kolanami Tomka. Potem znowu skręciliśmy w prawo i zaczęła się ścieżka przez las. Tu już przepaść się nieco skończyła, a i stromo już tak bardzo nie było więc mogliśmy spokojnie iść.
Czasem było widać, gdy jeszcze byliśmy wysoko, bardzo dużą, polanę, a na niej widoczna była jakaś ścieżka. Na początku myślałam, że będziemy tamtędy przechodzić, ale później stwierdziłam, że ona biegnie chyba jakoś inaczej, być może była to polana w Dolinie Małej Łąki, ale nie wiem czy ta dolina nie jest od tego co widziałam trochę bardziej na południe.
Ścieżka przez las była długa (ale wszystko ma swój koniec
), ale nie była najgorsza. Co jakiś czas wychodziliśmy z lasu, a potem znowu się w nim chowaliśmy. Raz zatrzymaliśmy się na takiej polance. Popatrzyła się wtedy na Giewont, to był świetny widok (mam zdjęcie tego i postaram się je kiedyś dać, jak zyskam kabel USB, będzie poza tym pewnie trochę małej jakości, ale było robione z komórki). Tu chwilę odpoczęliśmy i poszliśmy dalej. I teraz dopiero zaczęła się męczarnia… . Strasznie jednolita, męcząca i stroma ścieżka przez las. Tomkowi znowu się zaczął kłopot z kolanami. Musiał z siostrą co chwilę przystawać, bo ciężko mu się szło. Zresztą nie tylko jemu. Myślałam, że się zaraz przewrócę z rozpędzenia, albo ciężaru dźwigającego przez kolana. Czasami, przyznam się, skracałam sobie ścieżkę, gdy bezsensu szła zygzakowato, ale wytłumaczę się od razu (
), że było to zaraz koło szlaku, więc nikt by mnie nie złapał, za zbaczanie ze szlaku.
Byliśmy już niedaleko Doliny Strążyskiej, wtedy chyba nawet się zaczynał już potok, który do niej spływa. Szczerze mówiąc, nie pamiętam gdzie była przełęcz na Grzybowu. W ogóle sobie nie przypominam, żebym widziała tabliczkę z kierunkiem szlaku na niej. Wiem tylko, że musiało to być w lesie (to wywnioskowałam, wpatrując się w mapę), kiedy nie patrzyłam na nic innego, tylko pod nogi i byłam bardzo zmęczona, pewnie dlatego ją przeoczyłam
. W tym odcinku trasy nie spotykaliśmy już raczej turystów idących pod górę, bo było już bardzo późno, aż za późno. Ale jak wcześniej widziałam ludzi idących w przeciwnym kierunku, to strasznie im współczułam. Bo jak mi się takle schodziło, to jak im musi się ciężko wchodzić. Co prawda nie wchodziłam jeszcze na Giewont od Doliny Strążyskiej, ale wydaje mi się, że jednak od Kuźnic jest szybciej i nie męczy się tak bardzo. Czasem też lepiej się jednak wchodzi niż schodzi, ale myślę, że to czasem zależy od szlaku. Mi na przykład lepiej wchodzi się po prostej ścieżce niż po schodach, ale schodzi się po nich lepiej.
Ale wracając do wycieczki
, bo trochę zboczyłam z tematu, trzeba było przejść jeszcze przez jakieś zarośla i już wyszliśmy do Doliny Strążyskiej. Zamoczyliśmy ręce, usiedliśmy i zajadaliśmy ostatki z wycieczki. Byliśmy już bardzo zmęczeni. Pod Siklawicę już nie podchodziliśmy, ale na pewno tam kiedyś pójdziemy, no jak nie ‘’my’’, to przynajmniej ‘’ja’’
. Potem to już tylko kwestia zejścia doliną do Zakopanego. Po drodze widać ciekawą i dość słynną formę wapienną. Patrzą z Doliny Strążyskiej, w ogóle nie wydawało mi się, że byłam na Giewoncie.
Doszliśmy do Zakopanego. A raczej do wylotu doliny. Tam stało kilka minibusów. Jeden pan nas zachęcał, ale miał drogo, a i tak byliśmy nastawieni, żeby na parking iść pieszo. A raczej oni byli nastawieni, bo ja nie wiedziałam, czy będę w stanie przejść jeszcze jakikolwiek kawałek drogi. Ale patrząc na cenę i oceniając odcinek przejścia postanowiłam, że lepiej nie marnować kasy na takie coś, jak można spacerkiem szybko przejść. Doszliśmy pod skocznię, a potem na parking, a po drodze opowiadaliśmy sobie jeszcze jakieś kawały
.
I to by było na tyle, a i zachęcam do opisywania relacji z wyjazdów
Pozdrawiam
MegaMoc
Wysłany: Pon 23:01, 18 Cze 2007
Temat postu:
kurcze
monk4a
ja tu zaglądam co chwile zeby przeczytać ciąg dalszy Twojej relacji ale chyba sie juz dzis nie doczekam
monik4a
Wysłany: Pon 0:10, 18 Cze 2007
Temat postu:
Dzięki
a to jest wejście być może jutro napiszę zejście
MegaMoc
Wysłany: Nie 23:16, 17 Cze 2007
Temat postu:
wow jestem pod wrażeniem szczegółowości relacji
no no
monk4a
postarałas sie
brawa dla Ciebie
monik4a
Wysłany: Nie 20:50, 17 Cze 2007
Temat postu: Relacja: Giewont
Zachęcam do przeczytania mojej relacji
Pozdrawiam!
Wyprawa na Giewont
Wejście
To było 7.10.06 r., w sobotę. Dzień wcześniej przyjechaliśmy do Chochołowa (gdzie śpimy podczas naszych wyjazdów w Tatry). Nasza ekipa składała się z 4 osób: Mnie
, siostry Agi, kolegi Tomka i naszej mamy. W Tatry przyjechaliśmy na weekend (6.10 – 8.10.06 r.).
Wszystko było ustalone. W piątek przyjazd i aklimatyzacja, w sobotę zdobycie Szpiglasowej Przełęczy i Wierchu, a w niedzielę Zakopane, Gubałówka i wyjazd. W sobotę, wiadomo, wstaliśmy wcześnie i nikomu się nie chciało wyleźć z łóżka
. Ale trudno. Jakoś nam się udało dokonać tego ciężkiego wyczynu. Zjedliśmy śniadanie i od razu wyjechaliśmy. Podczas drogi do Zakopanego, wszyscy jesteśmy jeszcze bardzo zaspani i prawdę mówiąc, nikomu się specjalnie nie chciało iść na Szpiglas. Tydzień wcześniej również byliśmy w Tatrach i wiemy, jakie kamienie na drodze są wyślizgane, więc trasa nie byłaby tak prosta, jak mogłaby być przez lato. Więc odezwała się mama:
- Może jednak sobie darujemy Szpiglasową Przełęcz i pójdziemy np. na Giewont? – ja z siostrą od razu się zgodziłyśmy i czekamy na decyzję Tomka, a Tomek z uśmiechem powiedział:
- To męska decyzja. Idziemy na Giewont.
Tak, więc dotarliśmy na parking nieopodal skoczni. Zostawiamy samochód i wymieniamy kilka słów z gościem strzegącym parkingu. Pytał się nas gdzie idziemy. Odpowiedzieliśmy, że na Giewont, on na to, że w takim razie szybko wrócimy. Na parkingu stoi bus jadący do Kuźnic. Postanawiamy, więc wyruszyć z Kuźnic niebieskim szlakiem, a wrócić przez Dolinę Strążyską – czerwonym. Wsiadamy do busa i po chwili jesteśmy w Kuźnicach. Wykupujemy bilety, dwa ulgowe (ja i siostra) i dwa normalne (Tomek i mama). Zaczynamy drogę. Na początku prowadzi po kamieniach, nagle wchodząc w las. Na tabliczce pisze, że do Giewontu jest 3.15 min. Zobaczymy jak szybko przejdziemy.
Dość długo idziemy jednolitą drogą, aż w końcu przechodzimy koło Polany Kalatówki. Potem droga biegła ciekawym i stromym lasem, trochę znowu po skałach. Czasem zatrzymujemy się, by złapać oddech, ale narazie nie jest tak trudno. Wiedziałam, że przed nami jeszcze ciężka droga przez Piekło, ponieważ na Giewoncie byłam 3 lata wcześniej pierwszy raz z mamą i siostrą. Pierwszy raz Tomka był tego dnia. Ale na nic nie narzekając idziemy, dalej. Wymieniamy też parę uwag na temat naszego ubioru.
I oto otworzyła się przed nami Polana Kondratowa, a wraz z nią, idealny widok na Długi Giewont i Wielki Upłaz. Dostrzegłam coś jeszcze. Coś, co w Tatrach i innych górach bardzo mi się podoba. To, że to wszystko, co widziałam wyglądało, jakby było na wyciągnięcie ręki, jakbym zrobiła kilka kroków i już tam się znalazła, ale przecież tak naprawdę, żeby tam się dostać spod schroniska musiałabym przebyć kilkugodzinną, długą, niebezpieczną, (bo przecież nie prowadzi tam żaden znakowany szlak turystyczny) i męczącą wyprawę. Nie wiem czy jeszcze ktoś oprócz mnie to widział, ale widać tam w górze na Długim Giewoncie tak jakby takie dróżki, jakby tam ktoś chodził.
Po dojściu pod schronisko, siadamy na ławce, jemy bułki i najlepsze i chyba najstarsze krówki
(te brązowe z kwiatkiem). Odpoczywamy tak dłuższą chwilę, bo przecież nie spieszy się nam, wyszliśmy wcześnie.
Postanowiliśmy iść dalej. Obok, w lewo skręca zielony szlak na Przełęcz pod Kopą Kondracką. Ale my oczywiście skierowaliśmy się na Giewont
, Czerwone Wierchy innym razem. Już po przejściu kilkunastu metrów Piekła, zatrzymujemy się dla odpoczynku (cóż za ciężkie podejście). Zresztą cały czas robimy są takie częste odpoczynki. Piekło jest według mnie najbardziej męczącym odcinkiem trasy Kuźnice – Giewont. Minęło nas kilku ‘’niekulturalnie mówiących’’ (!%@$& itp.) turystów. Z dołu dobrze widać coraz to wyższe partie tej drogi. Patrzyłam na jakąś grupkę ludzi będących już wysoko nad nami. Właśnie robili sobie przerwę (pewnie zajadali kitkaty
). Z miejsca naszego odpoczynku było ich widać jak mrówki i patrząc na nich myślałam sobie ‘’Jak ja już chciałabym tam być’’. Ludzie ci byli ubrani, prawie wszyscy na biało, więc nazwałam ich mafią
. Gdy jeszcze odpoczywaliśmy, Mafia schowała się już za kosodrzewiną. Idziemy, więc dalej.
Po drodze przechodziliśmy jeszcze koło bandy bezmyślnych ludzi skracających sobie drogę przez jakieś trawska. Tylko jedna lub dwie osoby z tej bandy (na pewno jedna z nich to była dziewczyna) rozsądnie poszła szlakiem (szacunek dla niej). Przechodzimy koło źródełka i do miejsca, gdzie odpoczywała Mafia (nareszcie!). Idziemy dalej po kamieniach i tak jak oni wcześniej, znikamy za kosodrzewiną. Tak wydaje się, że już prawie jesteśmy na Kondrackiej Przełęczy, ale nie. Jeszcze kilkanaście minut drogi z przerwami. Ale już po tym czasie jesteśmy na wspomnianej przełęczy. Widzę jak ludzie kierują się na Kopę Kondracką. Zresztą wcześniej też było ich widać. Piekło się na szczęście skończyło. Teraz jeszcze pół godziny do szczytu.
Idziemy na Wyżnią Kondracką Przełęcz. Droga skręca trochę na wschód, w stronę Długiego Giewontu, ale potem ‘’wraca na swoje miejsce’’
. Dochodzimy na przełęcz. Teraz zaczął się bliższy kontakt z łańcuchami. W niektórych miejscach łańcuchy są zbędne, ale w innych, trzeba przyznać, nie poradziłabym sobie bez nich. Drogę utrudniają dodatkowo wyślizgane skały. Przez lato są mniej śliskie. Jeszcze trochę łańcuchów i dochodzimy do szczytu. Nie wiedzieć czemu, gdy stoję na Giewoncie w ogóle nie mam takiego poczucia, że go zdobyłam, że na nim jestem. Ale to nic. Liczą się wspomnienia i zabawa
. Na szczycie znowu zajadamy bułeczki i oglądamy piękne widoki na Zakopane i okolice. W stronę Tatr również rozlegają się piękne widoki, ale za Chiny nigdy nie potrafię odnaleźć Rysów (nie wiem czy to tak się odmienia?
). Patrząc w stronę Czerwonych Wierchów widaćzygzakowatą ścieżkę. Widział ją kiedyś ktoś?
. Na szczycie jeszcze robimy trochę zdjęć i ja tradycyjnie dotykam krzyża
. Po odpoczynku zabieramy się do zejścia…
cdn.
fora.pl
- załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by
phpBB
© 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin