|
"FORUM O GÓRACH" Forum na którym rozmawiamy na górskie tematy;) Data powstania Forum 13.06.2007
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
WojtekB
Owczarek podhalański
Dołączył: 16 Cze 2007
Posty: 163
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Stalowa Wola
|
Wysłany: Wto 15:52, 22 Sty 2008 Temat postu: "Tatrzański Syzyf" |
|
|
Czyli moje kolejne opowiadanie . Trochę się nad nim pomęczyłem przez ferie, ale z efektów jestem zadowolony. Mam nadzieję że i wam przypadnie do gustu. Jego bohaterem jest słynny przewodnik, Klimek Bachleda. Zapraszam do czytania.
Cytat: |
Nad Tatrami właśnie zapadał zmrok. Słońce już dość dawno schowało się za kamiennym murem Gerlacha. Z Małego Jaworowego Szczytu, jego północną ścianą schodziła dwójka taterników: młodszy Karol i starszy Janusz. Przed godziną ukończyli jedną z dróg Pochyl’ego na tej ścianie. Teraz ostrożnie stawiali kroki wśród skał i załomów rozłożonych na szerokiej połaci żlebu, ciągnącego się aż od wierzchołka. Dookoła nad Doliną Jaworową panowała ciemność, w oddali szarzał tylko kontur potężnej piramidy Lodowego Szczytu Nad szczytami huczał wiatr, potęgując tylko dzikość otoczenia. Nagle usłyszeli krzyk przeciągły, odbijający się od pobliskich ścian, aż świdrujący uszy. Kontrastował z ciszą nocy tak mocno, że niemożliwym było go nie usłyszeć. Przypominał on jakieś niewyraźne wzywanie pomocy. Karol, który właśnie znalazł się na wygodnym miejscu w żlebie, oświetlił czołówką twarz swego starszego towarzysza.
- Słyszałeś? - spytał, kierując tym razem snop światła z czołówki w kierunku małej wychodni zza której dochodziły krzyki - Ktoś wzywa pomoc?
- Nie… - odparł Janusz bez zainteresowania. Po wyrazie jego oczu wpatrzonych gdzieś w dół, wydawać by się nawet mogło że nie słyszał tych okropnych jęków.
W tym samym czasie na równoległej do żlebu grzędzie pojawiła się biała, przezroczysta postać. Była ona drobnej postury, na samym czubku głowy miała szeroki kapelusz, a u ramion rozpięta była cucha, rozwiewana przez wiatr. Zjawa zamiast twarzy miała jednak białą plamę, bez oczu, nosa i ust. Śmiało wspinała się grzędą, bardzo sprawnie pokonując znajdujące się na niej progi, szczerbinki oraz zęby skalne, sterczące do góry. Nawet nie zwróciła uwagi na taterników tkwiących w żlebie obok. Co jakiś czas kierowała swą twarz w tym kierunku z którego dochodziły krzyki i szła dalej. Jej wspinaczce towarzyszył mocny wiatr, poruszający kamieniami ze żlebu i przyginający kosodrzewinę rosnącą w dolinie. W końcu tajemnicza postać zniknęła gdzieś w okolicach półki, wieńczącej grzędę. Zdawało się nawet że krzyczała coś w tym momencie, ale wszystko zagłuszył hurgot kamieni przesypujących się przeciwległym zboczem na stronę Doliny Zimnej Wody.
- To był duch Klimka Bachledy - objaśnił Janusz - słyszałeś pewno o nim?
- No tak, ale…
- Spocznijmy chwilę, mamy dużo czasu… może leśni nam nie sprzątną namiotów z doliny
Karol rozejrzał się i usiadł na płaskim, długim głazie, leżącym na wypłaszczeniu żlebu. Janusz natomiast przysiadł na małym gzymsie owej rynny. Dla oszczędności obaj zgasili swe czołówki. Siedzieli naprzeciwko siebie, choć nie widzieli się wzajemnie. Przez chwilę słychać było tylko pohukiwania wiatru krążącego w zakamarkach ściany Małego Jaworowego Szczytu. W końcu milczenie przerwał Janusz:
- To było w sierpniu 1910 roku. Nad Morskie Oko dotarł późnym wieczorem młody taternik i powiedział, że paręset metrów przed wierzchołkiem Małego Jaworowego odpadł z jego
północnej ściany wraz z kolegą i spadli na półkę, za tamtą wychodnią z której słychać było krzyki. Ten co był mniej ranny zdołał dotrzeć do Polski, powiadamiając pogotowie. Z Zakopanego na pomoc wyruszyli ratownicy z Klimkiem. Poszli oni tą samą trasą co wcześniej ranny oraz jego kolega. Klimek szedł w jednym patrolu ze Stanisławem Zdybem i Mariuszem Zaruskim, szefem TOPR-u. Podobno cały czas siekł deszcz, chwyty stawały się śliskie, a po ścianie ciekła jedna wielka struga wody. Mimo tego nieustannego szumu, usłyszeli oni krzyki poszkodowanego. Klimek odwiązał się od liny. Podobno dlatego, że sam chciał szybciej dotrzeć do poszkodowanego, ale niektórzy mówią że zacięła się im lina. Samotnie więc drapał się tą grzędą, a robił to tak szybko jak widziałeś chwilę temu. Znakomicie wyszukiwał najlepsze chwyty, łatwo pokonując kolejne skalne przeszkody. Tymczasem reszta ratowników już nie mogła iść, ponieważ osłabiły ich te nieprzebrane ilości wody lejące się z nieba. Nawet dla tych weteranów taternictwa to było za dużo. Zaruski zarządził odwrót i wołał Klimka, krzycząc kilka razy: „Hop, hop Klimku, wracajcie!”, ale ten go nie usłuchał. Ważniejsze dla niego były krzyki o pomoc Szulakiewicza niż krzyki Zaruskiego wzywające go do powrotu. W końcu zniknął ratownikom z oczu za którąś z tych want powyżej, a oni sami zaczęli wycofywać się ze ściany. Klimek tymczasem osiągnął już półkę z której miał kilkadziesiąt metrów do miejsca gdzie leżał poszkodowany, ale nie wiadomo dlaczego poślizgnął się i runął w dół z kamienną lawiną. Ekipa ratownicza słyszała tylko hurgot kamieni, ale nikt nawet nie przypuszczał by ten świetny taternik mógł mieć z tym cokolwiek wspólnego. Dopiero po paru dniach, gdy Klimek nie wrócił do Zakopanego, rozpoczęły się jego poszukiwania. Znaleźli go w końcu poszarpanego, ze zdartym ubraniem i zniekształconą twarzą. Podobno gdy już zleciał to jeszcze kamienie z lawiny rozjechały jego ciało. Dlatego jego duch jest bez twarzy. Z kolei te jęki które słyszałeś przed jego pojawieniem się to krzyki rozpaczy Szulakiewicza. I tak Klimek został bohaterem, ratownikiem który ratował do końca, pomimo że inni się poddali. Normalny wzór cnót. No dobra czas się zbierać. Chciałbym być na piargach nim nas złapie mgła.
- Czekaj chwilę - zaprotestował Karol zainteresowany opowieścią - skoro on był takim ideałem to czemu tu pokutuje?
- Ano właśnie… . Klemens Bachleda był ratownikiem pełną gębą, który ratował do końca. Wiedział co to honor, a posługa ratownicza była dla niego misją, zaś przysięga ratownicza stanowiła świętość. Fakt że zaniechał niesienia pomocy rannemu człowiekowi, który w górze czekał na niego i dla którego był ostatnią nadzieją chyba nie mieścił się w jego rozumowaniu. Tak jak ci mówiłem krzyki Szulakiewicza były dlań ważniejsze niż rozkazy Zaruskiego. Do dziś Klimka z raz danej przysięgi ratowniczej nikt nie zwolnił, a honor ratowniczy nie pozwala mu nawet po śmierci rezygnować z ratowania poszkodowanego. I tak wraca tu do tej pory w masyw Jaworowych Szczytów, szukać Szulakiewicza w plątaninie tych wszystkich żlebów, półek i gzymsów, aby skończyć swą ostatnią wyprawę. Bez odnalezienia go Klimek nie spocznie i będzie wracać tu co noc, ponieważ ślubował to w przysiędze. Niestety zawsze gdy jest o te kilkadziesiąt metrów skalnym żeberkiem od poszkodowanego spada z lawiną kamieni w dół. Honor ratownika jednak nigdy nie pozwoli mu zrezygnować, więc Klimek do końca świata będzie nocą wracał na tą ścianę.
Po tych słowach Janusz szybko założył swój kask i zapalił światło. Ruszył spokojnie żlebem do dołu. Podobnie zrobił Karol. Choć opowieść ta wywołała w nim niemały wstrząs spokojnie schodził ku otchłani Doliny Jaworowej, skupiając się na wyszukiwaniu pewnych stopni w skale. Gdy zeszli już z piargów w kosodrzewinę po raz ostatni omiótł światłem z czołówki masyw Małego Jaworowego Szczytu próbując dostrzec gdzieś białą drobną postać zjawy najsłynniejszego przewodnika, który niegdyś był najlepszym znawcą Tatr, a dziś nawiedza góry po to aby swą ostatnią wyprawę zakończyć szczęśliwie. Karol zaczął też nasłuchiwać czy z góry nie słychać nawoływań Szulakiewicza. Ale nie… odkąd tylko Klimek minął go wspinając się w pobliżu żlebu i runęły kamienie z półki cisza zaległa najbliższą okolicę. Przerywana tylko odgłosami stawianych kroków obu taterników na ruchomych kamieniach, czasem też któremuś z nich malutka skałka wysmyknęła się spod buta i mknęła zboczem, raz po raz odbijając się od niego, a następnie niknęła w ciemności. Karol odwrócił się tyłem do Małego Jaworowego Szczytu i pobiegł do Janusza. Przez chwilę szli równo, aż w końcu Karol wyrzucił z siebie pierwsze słowa od czasu spotkania Klimkowego ducha:
- Taak… ten Klimek nie dość że ratował przez tyle lat ludzi, których chciały zabrać góry, to teraz po śmierci ratuje honor ratowniczy. I choć wie, że to beznadziejne bo i tak spadnie to mimo wszystko wraca. Oto prawdziwy honor i umiłowanie gór nawet po śmierci Tatrzańskiego Syzyfa!
Wojtek Bajak |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
monik4a
Owczarek podhalański
Dołączył: 16 Cze 2007
Posty: 542
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Jaworzno
|
Wysłany: Wto 18:07, 22 Sty 2008 Temat postu: |
|
|
Bardzo ładne, podoba mi się
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Dawid
Owczarek podhalański
Dołączył: 28 Cze 2007
Posty: 656
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 15:52, 23 Sty 2008 Temat postu: |
|
|
Fajne.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
tatromaniaczka
Gazda
Dołączył: 13 Cze 2007
Posty: 395
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: ok.Łodzi
|
Wysłany: Śro 16:48, 23 Sty 2008 Temat postu: |
|
|
bardzo bardzo fajne
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Lilith
Gazda
Dołączył: 23 Cze 2007
Posty: 657
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 21:15, 23 Sty 2008 Temat postu: |
|
|
Wojtek, śliczne to Twoje opowiadanie. Zwłaszcza, że o tak wspaniałej osobie jaką był Bachleda. Bohater i doświadczony taternik – człowiek gór, gdy owe upomniały się o niego nikt nawet nie dopuszczał mysli, że zginął. Jego śmierć wiadomo - poruszyła opinie publiczną. Dopatrywano się podstępów które jakoby miały przyczynic się do śmierci winiono Zaruskiego. Dociekano m.in. dlaczego nie wziął Jarzyny na ścianę, przeciez mogł wskazać miejsce gdzie znajduje się Szulakiewicz (odpowiedz była jasna, ale widać nie dla wszystkich). Znając historie podobnego( pozniejszego) wypadku Biela i Momatiuka ( w tym samym rejonie) , gdzie drugi wspinacz dokładnie wskazał miejsce gdzie znajduje się towarzysz pozostaje tylko „gdybać’. Co prawda drugie zdarzenie miało miejsce wiele lat później …., a o Klimka "po prostu" upomniały się „góry” które tak kochał. Każdy musi w koncu znależć ostatnia drogę, taka była Jego....
Z perspektywy upływu czasu, gdzie jedynie człowiek jako istota staje się inny – góry pozostaja te same a pamieć o tych największych ludziach gór pozostanie na zawsze.
Cytat: |
Trochę się nad nim pomęczyłem przez ferie |
Dlatego Wojtku pochwalam Twoje opowiadanie, warto było się pomęczyc bo efekty pracy są doskonałe. Bardzo sie podoba.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Do-misiek
Łowiecka
Dołączył: 26 Cze 2007
Posty: 116
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: LeŻaJsK
|
Wysłany: Czw 0:20, 24 Sty 2008 Temat postu: |
|
|
Wojtek naprawdę super to opowiadanie jest. Aż chce się czytać
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
WojtekB
Owczarek podhalański
Dołączył: 16 Cze 2007
Posty: 163
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Stalowa Wola
|
Wysłany: Czw 10:17, 24 Sty 2008 Temat postu: |
|
|
Naprawdę się cieszę że się wam podoba. . Powiem tak że ratujecie moją wiarę w to że to co piszę nie jest bezdennie głupie i nudne. I za to naprawdę wielkie podziękowania
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Dawid
Owczarek podhalański
Dołączył: 28 Cze 2007
Posty: 656
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 15:52, 24 Sty 2008 Temat postu: |
|
|
Cytat: |
Powiem tak że ratujecie moją wiarę w to że to co piszę nie jest bezdennie głupie i nudne. |
jest dobrze.
Widziałem że na 321 troche cię skrytykowali
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
monik4a
Owczarek podhalański
Dołączył: 16 Cze 2007
Posty: 542
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Jaworzno
|
Wysłany: Czw 19:17, 24 Sty 2008 Temat postu: |
|
|
Bo na 321 sie nie znają
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
WojtekB
Owczarek podhalański
Dołączył: 16 Cze 2007
Posty: 163
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Stalowa Wola
|
Wysłany: Czw 21:10, 24 Sty 2008 Temat postu: |
|
|
Dawid napisał: |
Widziałem że na 321 troche cię skrytykowali |
Ano, miłe to-to nie było, ale do przeżycia . Nie chodzi mi jednak o samą krytykę w stylu GB, bo do niej ma każdy prawo. Ale o to co uprawiają Filanc i Janek. To jest taki atak na mnie bez najmniejszego uzasadnienia. No trudno
Widzę jednak że forumowiczki z tego forum (przynajmniej mam takowe podejrzenie) przypuściły atak na 321 . Dziękuję .
A tak BTW to opowiadanie spodobało się też na stronie [link widoczny dla zalogowanych] , gdzie zostało opublikowane co mnie naprawdę bardzo cieszy. [link widoczny dla zalogowanych]
Pozdrawiam serdecznie
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Lilith
Gazda
Dołączył: 23 Cze 2007
Posty: 657
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 22:44, 24 Sty 2008 Temat postu: |
|
|
Wojtek, nie masz co sie przejmować. Twoje opowiadanie jest ładne.Umiejetnie wszystko posklejałeś, dodałeś coś od siebie i dobrze dobrnąłeś do końca. Faktycznie śmierć Bachleby i cała akcja dokładnie nie przebiegała jak piszesz..., ale to Twoje opowiadanie. Jako autor, całkiem zresztą"dobrego pióra" masz prawo sie bronić. Co do "związku frazeologicznego" jaki uzyłeś, faktycznie mozna sie czepiać bez konca, ale pozostawiam to ludziom, którym chyba zmartwień brakuje...., piszę to jako "osoba z pełniejszym wykształceniem" jak to ktoś nazwał,....bo faktycznie "wykształciuchów" nie brakuje - ale faktem jest że wiekszość z nich to kompletna paranoja, a wiedzę swoja lokuja nie tam gdzie trzeba.
Najprostszym rozwiązaniem jest "uwalić' kogoś doszukując się błedów....a samym soba nic przyzwoitego nie prezentować.
Podsumowując: opowiadanie autorstwa WojtkaB jest O.K.
Pozdrawiam
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Olka
Owczarek podhalański
Dołączył: 09 Paź 2007
Posty: 276
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 20:22, 25 Sty 2008 Temat postu: |
|
|
Klimek-ciekawa postać i tragiczna.Życia nie miał lekkiego...
Opowiadanie fajne
pozdrawiam
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
WojtekB
Owczarek podhalański
Dołączył: 16 Cze 2007
Posty: 163
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Stalowa Wola
|
Wysłany: Śro 10:47, 31 Gru 2008 Temat postu: |
|
|
Witam. Postanowiłem zmienić w pewnym stopniu treść tego opowiadania "Tatrzański Syzyf". Poniżej nowa wersja. Mam nadzieję że bardziej wam się spodoba od poprzedniej
„Tatrzański Syzyf”
Cytat: |
Nad Tatrami z wolna zapadał zmrok. Słońce skryło się za kamienny mur Gerlacha, a wiatr pohukiwał dziko w zakamarkach Doliny Jaworowej. Szczyty ją otaczające powoli niknęły w mroku tatrzańskiej nocy. W zasłoniętej przez potężne masywy dolinie zmrok zapadł już dawno. Daleko, na horyzoncie szarzał tylko kontur majestatycznej piramidy Lodowego Szczytu.
W tych ciemnościach z północnej ściany Małego Jaworowego Szczytu schodzili dwaj taternicy. Godzinę temu skończyli na niej drogę Stanisławskiego. Teraz ostrożnie stawiali swe kroki wśród skał i załomów skalnych rozłożonych na szerokiej połaci żlebu. Wokół panowała cisza. Światło z ich czołówek było teraz jedynym jasnym punktem na przestrzeni kilku kilometrów. Schodzili do Doliny Jaworowej, tam bowiem mieli rozbite swe namioty. Byli już w połowie ściany, gdy nagle na pobliskiej grzędzie Karol zobaczył białą postać. Była ona drobnej postury, na samym czubku głowy miała góralski kapelusz, a u ramion rozpiętą cuchę. Jej wspinaczce towarzyszył silny wiatr. Zjawa zniknęła po chwili za załomem. Wkrótce obaj taternicy usłyszeli przeraźliwy krzyk, odbijający się echem od pobliskich ścian.
- Słyszałeś? - spytał towarzysza Karol, ale jego głos zagłuszył hurgot kamieni przesypujących się zboczem na stronę Doliny Rówienek
Po chwili wszystko ucichło. Również wiatr znacznie osłabł. Janusz stanął na wypłaszczeniu żlebu i przywiązawszy się do haka zwrócił się do Karola:
- To był duch Klimka Bachleda
Karol spojrzał na niego zdziwiony. Słyszał już nieraz o różnych tatrzańskich duchach: o Birkenmajerze dzwoniącym hakami na Galerii Gankowej, o Czarnej Damie nawiedzającej w słoneczne popołudnia Dolinę Pustą, o siostrach Skotnicównych wspinających się nocami na Zamarłą Turnię, czy w końcu o Świerzu, który schowany w kominie na zachodniej ścianie Kościelca czeka na nieostrożnych wspinaczy. Opowieści te opowiadali mu starsi taternicy. Zawsze jednak przyjmował je z przymrużeniem oka…
- Duch Klimka? - spytał
- Siądźmy na chwilę. Może filance nie sprzątną nam namiotów - zaproponował Janusz widząc zainteresowanie swego towarzysza.
Karol rozejrzał się w poszukiwaniu jakiegoś miejsca do siedzenia. W końcu usiadł na leżącym opodal płaskim głazie. Blisko niego miejsce znalazł Janusz. Dla oszczędności obaj zgasili swe czołówki. Księżyc świecił na tyle jasno że widzieli się i bez nich. Janusz zapalił papierosa. Był to jego stały zwyczaj podczas postojów. Przez chwilę słyszeli tylko pohukiwania wiatru w Dolinie Jaworowej. Z tego miejsca do piargów mieli kilkaset metrów. W końcu milczenie przerwał Karol:
- To co z tym Klimkiem?
Janusz zaczął grzebać we wspomnieniach. O tej wyprawie wiedział od swojego dziadka, który brał w niej udział i wielokrotnie opowiadał później wnukowi tą historię.
- To był sierpień 1910 r. - zaczął Janusz - Do schroniska nad Morskim Okiem, przyszedł młody taternik nazwiskiem Jarzyna. Gazdującemu tam chatarowi powiedział że wraz z towarzyszem spadli z północnej ściany Małego Jaworowego Szczytu. On - mniej ranny - zdołał się stamtąd wydostać, zostawiając tam jednak poważnie poranionego towarzysza. Ten drugi nazywał się Szulakiewicz i leżał na tej półce, za którą duch Klimka zniknął nam dziś z oczu. Zawiadomiono więc o wypadku szefa TOPRu - Mariusza Zaruskiego, który jeszcze tego samego wieczora zorganizował akcję ratunkową. Poza nim i Klimkiem Bachledą, brali w niej udział: Kittay, Zdyb, Znamięcki, Kordys, Lesiecki, Klemensiewicz oraz kilku górali - przewodników. Pod ścianę dotarli następnego dnia rano. Z nieba cały czas siekł deszcz. Ścianą płynęły prawdziwe strugi wody. Pomimo tych warunków, wkrótce zaczęli się wspinać. Klimek szedł w jednym zespole ze Zdybem i Zaruskim. Droga ich biegła środkiem ściany. Chwyty stawały się coraz bardziej śliskie, a deszcz nie przestawał lać. Na górze żlebu usłyszeli niewyraźne wołanie Szulakiewicza. Nad Mały Jaworowy Szczyt zaczęły napływać mgły. Wtedy to Klimek postanowił odwiązać się od zaklinowanej w skale liny i samemu szybciej dotrzeć do poszkodowanego. Pozostali członkowie wyprawy ratunkowej nie byli jednak w stanie mu pomóc. Sami nie mieli już sił na dalszą drogę. Kiedy mgła się nieco przerzedziła, ujrzeli Klimka wspinającego się na skalne żebro. Zaruski krzyknął do niego „Klimku wracajcie”, ale ten machnął mu ręką i znów jego drobna postać zniknęła wśród mgieł i wychodni skalnych. Zaruski zarządził odwrót, zostawiając mu w żlebie linę. Schodząc ze ściany, usłyszeli kamienną lawinę, spadającą żlebem z Wyżniej Rówienkowej Przełęczy. W niej właśnie zginął Klemens Bachleda. Jego poszarpane ciało znaleźli dopiero po kilku dniach. I tak Klimek został bohaterem, ratownikiem który ratował do końca.
Janusz skończył właśnie ćmić papierosa. Chciał wstać i schodzić w dolinę, kiedy Karol zaprotestował:
- Czekaj chwilę… skoro tak to dlaczego on nawiedza Mały Jaworowy Szczyt? Przecież duch pokutuje za grzechy, a sam mówiłeś że Klimek został bohaterem.
Janusz pokiwał głową. Popatrzył chwilę na grzędę, gdzie dziś spotkali Klimkowego ducha, po czym znów odwrócił się w kierunku Karola.
- Masz rację - stwierdził - jego duch nie pokutuje. Klimek wraca tutaj, bowiem w przysiędze ślubował że będzie ratował do końca swych sił. Pomimo że podczas tej wyprawy na Małym Jaworowym Szczycie sam zginął, jego duch obwinia się o to że nie zdołał uratować Szulakiewicza. Do dziś z raz danej przysięgi nikt go nie zwolnił, a honor nie pozwala mu nawet po śmierci zrezygnować z poszukiwań. I tak wraca tu co roku, 7 sierpnia, aby w tej plątaninie żlebów, półek i want skończyć swą ostatnią wyprawę. Bez odnalezienia Szulakiewicza, Klimek nigdy nie spocznie…
- Czekaj, ale to beznadziejne - przerwał mu Karol - Przecież Szulakiewicz już od dziewięćdziesięciu ośmiu lat leży na cmentarzu
- No właśnie - odpowiedział Janusz - dlatego taternicy nazwali Klimkowego ducha Tatrzańskim Syzyfem. Chociaż wie że to beznadziejne to jednak wraca tu co roku i zawsze gdy jest o kilkadziesiąt metrów skalnym żeberkiem od półki spada w dół z kamienną lawiną.
- Więc dlaczego wraca? - spytał się Karol
- Bo taka jest siła przysięgi ratowniczej. Ona nigdy nie pozwoli mu zrezygnować.
Po tych słowach Janusz chrząknął znacząco i popatrzył na majestatyczną, północną ścianę Małego Jaworowego Szczytu. To tam, prawie przed stu laty zginął Klemens Bachleda. Kim był ten legendarny przewodnik? Za młodu tylko „bęsiem Bachledzianki”, biednym synem zakopiańskie wsi. Wychowany przez biedę i głód, ofiarnie służył ludziom przez całe swe dorosłe życie. W roku 1873 stał się z własnej woli grabarzem cholerycznych trupów. Później zasłynął jako wybitny znawca Tatr. Był pierwszym zdobywcą Staroleśnej, Rumanowego, Kaczego Szczytu, Ganku, zimą nawet Gerlachu i Bystrej. Gdy Zaruski stworzył TOPR, Klimek został jednym z najczynniejszych członków tej organizacji. Brał udział w kilkunastu akcjach ratunkowych. Zginął podczas jednej z nich na północnej ścianie Małego Jaworowego Szczytu. Teraz co roku wraca tam jako duch w rocznicę swojej śmierci.
Janusz zauważył że opowieść o Klimku zrobiła na Karolu duże wrażenie. Od kilku dobrych chwil milczał, wpatrując się uważnie w otchłań Doliny Jaworowej.
- No dobra czas się zbierać. Chciałbym być na dole nim złapie nas mgła. - stwierdził Janusz
Po tych słowach założył swój kask i zapalił światło. Ruszył spokojnie żlebem do dołu. Za nim podążał Karol. Choć opowieść ta rzeczywiście wywołała w nim niemały wstrząs, skupiał się teraz na wyszukiwaniu pewnych stopni w skale. Gdy zeszli już z piargów w kosodrzewinę, po raz ostatni omiótł światłem z czołówki masyw Małego Jaworowego Szczytu, próbując dostrzec gdzieś na ścianie białą, drobną postać zjawy słynnego przewodnika. Zaczął też nasłuchiwać dźwięku podobnego do tego jaki usłyszał, gdy duch Klimka minął go na grzędzie.
Ale nie… . Od pewnego momentu słychać było tylko wiatr huczący ponad szczytami. Wtórował mu odgłos stawianych kroków, a co jakiś czas również spadających zboczem skał. Karol odwrócił się tyłem do ściany Małego Jaworowego Szczytu. Zobaczył że Janusz nie czekając na niego, zszedł kilkadziesiąt metrów niżej. Postanowił go dogonić. Po chwili szli już równo ze sobą. Karol nie miał jednak odwagi się odzywać. Dopiero gdy zeszli w dolinę i znaleźli się przy swoich namiotach, zagadnął towarzysza:
- Klimek nie wraca tu tylko przez przysięgę
- A przez co jeszcze? - spytał się zaciekawiony Janusz
- To ty nie wiesz?
- Nie…
- Czyja dusza za życia była z Tatrami, to i po śmierci w nie wraca… .
Wojtek Bajak
Nisko, 29 XII 2008 r.
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
|